Nie lubię się dołować...chyba każdy
nie lubi lecz niektóre rzeczy, osoby sprawiają,że nie mogę
przestać się smucić. Powód ? Dawna miłość do której mam
jeszcze sentyment....nie mogę zapomnieć o byłym...dlaczego ? Za
dużo z nim przeszłam, dużo z nim doświadczyłam,
doznałam....Szczerze ? Jakaś cząstka mnie, próbuje o nim
zapomnieć ale reszta mojego ciała i umysłu chce go z
powrotem...chce się do niego przytulić, znów pocałować, zobaczyć
jego uśmiech...czasem siedzę i pragnę by to co było z powrotem
wróciło, ale ja....sama już nie wiem...jestem zagubiona i to
bardzo...Nie chcę znów cierpieć, płakać, denerwować się,że za
jakiś dzień o jakiejś godzinie znów go stracę....Czasem mam
ochotę gdzieś się zamknąć i nie wychodzić.
Bywają dni,że się śmieje , jestem
rozbawiona a to dzięki mojej kochanej przyjaciółce, bez niej
pewnie nie dałabym rady, ale nie tylko to bo znajomi, koledzy
próbują mnie rozbawić. Podobno dwa razy nie wchodzi się do tej
samej rzeki...może to jest jednak racja a , może i nie...nie wiem
nie przekonałam się na własnej skórze, najbardziej boli mnie to w
jaki sposób na mnie patrzy, tak dziwnie jak bym mu krzywdę
wyrządziła , jak by był cały czas na mnie zły...ja mu nic nie
zrobiłam, cały czas staram się być miła, ale to jest chyba bez
sensu...Jedyne wyjście jakie mi zostaje to zapomnieć raz na zawsze
co było między nami lecz to nie jest takie proste...staram się
lecz czasem nie widzę skutków...Najgorsza sceneria którą mam w
głowie jest to, jak ze mną zerwał, do dziś pamiętam te okropne
dni...te dni kiedy byłam w takiej depresji,że nigdzie nie chciałam
wychodzić...płakałam, znajomi nie mogli mnie poznać, w nocy w
dniu zerwania przyjaciółka do mnie dzwoniła, nawet przyszła wraz
z moją babcią mnie uspakajały, nie dawałam rady...w ogóle nie
chciałam się ubrać, malować..chodziłam codziennie w piżamie i
objadałam się słodkim, było mi to obojętne jak wyglądam czy
dobrze czy źle....nie odzywałam się do nikogo, siedziałam w
pokoju i słuchałam smętnych piosenek...życie stawało mi się już
bez sensowne ,kiedyś miało kolory a wtedy było szare, nic nie
sprawiało mi radości przez bardzo długi czas...a w szkole ?
Udawałam,że wszystko jest w porządku ,ale nie było....widziałam
go codziennie na korytarzach...serce ściskało mnie tak mocno a do
oczu cisnęły łzy..powstrzymywałam je..w domu jednak mi się to
nie udawało...do dziś jak sobie coś przypomnę to łezka mi poleci
…
Teraz staram się o tym nie myśleć,
powoli dochodzę do siebie, powoli ta rana się goi...sklepia się w
całości ale i tak na moim sercu pozostanie blizna...mam nadzieję,że
za jakiś czas znajdzie się ktoś kto wyleczy mnie, ktoś kto
pokocha mnie taką jaką jestem.....
„Jak mam Cię kochać skoro Ty nie
chcesz żebym kochała Cię tak jak ja chce”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz